List miłosny
Anna Świrszczyńska
Można to uważać za list miłosny, te kilka słów pisanych
kapryśną ręką, gdy w głowie lekko szumi wypite wino, a za
oknami wiatr marcowy duje i wschodzi młodziutki księżyc.
Z każdego wzgórza i pochyłości ściekają strumyki wody
ćwierkając jak młode ptaszęta. Głos ich budzi w sercu
wzruszenia ciemne i nikłe.
Za rok o tej porze tak samo wzejdzie księżyc i wiatr
przedwiośnia, niewypowiedzianie delikatny, poruszy u okna
gałązkę dzikiego wina.
Ale my, być może, nie będziemy już
razem. Bo miłość, o ukochany, jest jak oddech: bezcenna
i nietrwała.
Lecz nie smućmy się. Czyż czarem chwili nie jest ulotność,
a czarem róży gaśnięcie?
Miłość i śmierć pomieszane razem
drżą w naszym sercu niby piana lekkiego ciepła, piana
lekkiego zdziwienia.
Więc tyle tylko melancholii, ile jej zmieści
tkliwość, niesie ci ten poemacik wątły jak wstążka, którą
za czasów naszych babek dawało się miłemu w godzinę balu,
na tarasie, a wiatr trzepał tą rzeczą pełną płochości i
melodia
walca cedziła się przez szybę stłumioną i niejasną.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz