U WRÓT DOLINY
Zbigniew Herbert
Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy
pod strażą aniołów
z ocalałego wzgórza
można objąć wzrokiem
całe beczące stado
dwunogów
naprawdę jest ich
niewielu
doliczając nawet tych
którzy przyjdą
z kronik bajek i
żywotów świętych
ale dość tych rozważań
przenieśmy się
wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się
krzyk
po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak
źródło żywej wody
jest to jak nam
wyjaśniają
krzyk matek od
których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni
pojedynczo
aniołowie stróże są
bezwzględni
i trzeba przyznać
mają ciężką robotę
ona prosi
-schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz
opuścić
kiedy umarłam i
potrzebuję czułości
starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy
nieporozumienie
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta
umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi
z płaczem
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam -
głos jej ginie wśród
ogólnego wrzasku
nawet drwal
którego trudno
posądzać o takie rzeczy
stare zgarbione
chłopisko
przyciska siekierę do
piersi
- całe życie była
moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
- powiada -
nie oddam
ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się
rozkazom
idą spuściwszy głowy
na znak pojednania
ale w zaciśniętych
pięściach chowają
strzępy listów
wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą
naiwnie
nie zostaną im
odebrane
tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym
podziałem
na zgrzytających
zębami
i śpiewających psalmy

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz