24.09.2013


Etiuda poranna

Ksenia Niekrasowa

Każdego rana 
zbliża się do skraju ziemi słońce,
staje na czubkach palców,
kładzie na widnokręgu
swój wielki ogorzały łeb
i patrzy na nas –
albo ze smutkiem,
albo z podziwem,
albo z namaszczeniem.
Jego bliskość obdarza ziemię mową.
Wszelkie stworzenia zaczynają układać śpiewy 
o zachwycie swej duszy.
A to, co śpiewać nie umie, 
kłębi się siwą mgła.
Promienie słoneczne
od słońca biorą początek
i na łąkach 
kończą się trawą.
Najszczęśliwsze z promieni 
docierają do jezior
i zamieniają się w żaby –
stworzenia kruche i czułe,
a przy tym tak szpetne,
że widok ich przyprawia wszystko, co żyje,
o niemal nabożna tkliwość.
Żaby nie domyślają się nawet 
swego pokrewieństwa ze słońcem,
tylko święcie wierzą zorzom,
zorzom porannym i wieczornym.
A jeszcze pośród trawy, turzycy
i bagiennych żab
włóczą się
ludzkie dzieciaki.
Jak przystało na ludzką latorośl,
różnią się one od zwierząt i ptaków
marzeniami serca.
I stąd oto 
powstaje –
w przestrzeni miedzy tym, co żyje,
a tym, co mówi –
odwieczny ból
i nieskończone zachwycenie życiem.
przełożyła Ałła Sarachanowa

*Dziękuję serdecznie pewnej uroczej Admince, za zdjęcie jesiennego wschodu słońca w Warszawie. Fotografia pochodzi z dnia dzisiejszego - szkoda, że nie mogę wkleić zdjęcia o większej rozdzielczości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz