2.11.2013

Dziad i baba

Józef Ignacy Kraszewski

.Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje:
Ona - kaszląca, słaba,
On - skurczony we dwoje.

Mieli chatkę maleńką,
Taką starą jak oni,
Jedno miała okienko
I jeden był wchód do niej.

Żyli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.

Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli,

I modlili się szczerze,
Aby bożym rozkazem
Kiedy śmierć ich zabierze -
Brała oboje razem.

- Razem!... To być nie może,
Ktoś choć chwilę wprzód skona.
- Byle nie ty, niebożę!
- Byle tylko nie ona!

- Wprzód umrę! - woła baba -
Jestem starsza od ciebie,
Co chwila bardziej słaba,
Zapłaczesz na pogrzebie.

- Ja wprzódy, moja miła,
Ja kaszlę bez ustanku
I zimna mnie mogiła
Przykryje lada ranku.

- Mnie wprzódy!
- Mnie, kochanie!
- Mnie mówię!
- Dość już tego!
Dla ciebie płacz zostanie.
- A tobie nie?... Dlaczego?

I tak dalej, i dalej,
Jak zaczęli się kłócić,
Jak się z miejsca porwali
Chatkę chcieli porzucić.

Aż do drzwi - puk powoli.
- Kto tam?
- Otwórzcie, proszę.
Posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem, skon przynoszę.

- Idź, babo, drzwi otworzyć!
- Ot, to, idź sam! ja słaba,
Ja pójdę się położyć -
Odpowiedziała baba.

Fi, śmierć na słocie stoi
I czeka tam nieboga.
- Idź, otwórz z łaski swojej.
- Ty otwórz, moja droga! -

Baba za piecem z cicha
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha,
A śmierć stoi i puka.

I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami tam stała,
Lecz, znudzona nareszcie,
Kominem wejść musiała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz