Jestem za blisko...
Wisława Szymborska
![]() |
Wlastimil Hofman |
Jestem za blisko,
żeby mu się śnić.
Nie fruwam nad nim,
nie uciekam mu
pod korzeniami drzew.
Jestem za blisko.
Nie moim głosem
śpiewa ryba w sieci.
Nie z mego palca
toczy się pierścionek.
Jestem za blisko.
Wielki dom się pali
beze mnie wołającej
ratunku. Za blisko,
żeby na moim włosie
dzwonił dzwon.
Za blisko, żebym
mogła wejść jak gość,
przed którym
rozsuwają się ściany.
Już nigdy po raz
drugi nie umrę tak lekko,
tak bardzo poza
ciałem, tak bezwiednie,
jak niegdys w jego
śnie. Jestem za blisko,
za blisko. Słyszę syk
i widzę połyskliwą
łuskę tego słowa,
znieruchomiała w
objęciu. On śpi,
w tej chwili
dostępniejszy widzianej raz w życiu
kasjerce wędrownego
cyrku z jednym lwem
niż mnie leżącej
obok.
Teraz to dla niej
rosnie w nim dolina
rudolistna, zamknięta
ośnieżona górą
w lazurowym
powietrzu. Ja jestem za blisko,
żeby mu z nieba
spaść. Mój krzyk
mógłby go tylko
zbudzić. Biedna,
ograniczona do
własnej postaci,
a byłam brzozą, a
byłam jaszczurką,
a wychodziłam z
czasów i atłasów
mieniąc się kolorami
skór. A miałam
łaskę znikania sprzed
zdumionych oczu,
co jest bogactwem
bogactw. Jestem blisko,
za blisko, żeby mu
się śnić.
Wysuwam ramię spod
głowy śpiącego,
zdrętwiałe, pełne
wyrojonych szpilek.
Na czubku każdej z
nich, do przeliczenia,
strąceni siedli
anieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz