Autoportret z opuncją w tle
Józef Baran
ocalałem
choć
tylu silniejszych
zabiła
ta potworna wrażliwość
z
latami wyrosła mi gruba skóra
wypuściłem
chitynowe pazury
przetrwałem
biedę borzęcką
grypę
azjatycką
parę
nerwic
wylizałem
się z niejednej rany
o włos
uniknąłem raka wypadku ulicznego
zapicia
się na amen
ocalałem
i
doniosłem siebie
do
hotelowego lustra
w tym
słabo odpornym
naczyniu
światłoczułym
które
wypełnia się
co świt
kosmosem
w tej
kruchej łupince
ulepionej
ze sprzeczności
narażonej
na pęknięcia wstrząsy
na
wieczne rozsypanie się
ocalałem
ja
homo sapiens poeticus
wymierający
gatunek
w
epoce elektronicznej
mam
automatyczne skrzydła
zatrzaskiwane
błyskawicznie
w
razie potrzeby
w pokrowcu
o
barwach ochronnych epoki
z
latami nauczyłem się
skutecznie
bronić
przed
samym sobą
strzec
do siebie przystępu
jak
kolczasty
i
kłujący z wierzchu
opuncji
owoc
ocalałem
to
prawie cud
po pół
wieku
stoję
w hotelowym lustrze
żywy i
cały
dziwiąc
się sobie
bo
przecież tyle razy wydawało mi się
że nie
udźwignę
w tej
kruchej łupince duszy
zdanej
na kaprysy oceanu
nawet
jednego dnia

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz