Ta nadzieja...
Agnieszka Osiecka
Co
mnie zabija, to nadzieja,
jej
wątły krzyk i śpiew, i szept,
-
ściga mnie po wsiach, knajpach, kniejach,
wzywa
na szlaki szczęść i bied.
Gdybym
umiała - choć w niedzielę -
jak
starzec, co nie pragnie już,
na
ławce zasiąść po kościele,
i nie
śnić snów, nie wróżyć wróżb...
Gdybym
umiała się zatoczyć
jak
pijak, co pod auto wlazł,
zabłądzić,
zemdleć, zamknąć oczy,
zapomnieć
tamten brzeg i las...
Gdybym
umiała, choćby w kinie,
gdy
serce nagły przetnie ból,
pomyśleć
sobie: "Nic to, minie...
Przed
nami jeszcze tyle ról"...
Gdybym
umiała, choć dla sportu,
wśród
naszych dawnych, ślicznych plaż
nie
drętwieć jak na sali tortur,
dlatego
że ten brzeg - nie nasz? ...
Gdybym
umiała... Lecz nie umiem...
A w
końcu to zwyczajna rzecz...
Choć
widzę jeden - dwa w rozumie.
Nadziejo,
Chmuro, nie idź precz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz