3.07.2014

Lipcowy poranek
Ryszard Mierzejewski

                        pierwsza kropla dnia
                        uderzyła w konstelację snu

                                    Tymoteusz Karpowicz


Otworzyłem oczy
chyba równocześnie ze słońcem
o świcie
w lipcową niedzielę
wypoczęty i rześki po wczorajszym
upale męczącym cały dzień
który uważałem za stracony bo
bez poezji i nastawiony
jedynie na
fizyczne przetrwanie

Wziąłem zimny prysznic
zaparzyłem kawę i ochoczo
siadłem do lektury wierszy
a poeta był przepyszny oryginalny
inteligentny pięknie
malował przyrodę a w niej krajobrazy
drzewa leśne zwierzęta owady ich
specyficzne zapachy i dźwięki ale ja
siedziałem wciąż
nie na pachnącej łące a na twardym
krzesełku w pokoju gdy
usłyszałem nagle żałosny płacz krowy
za oknem
niewydojonej wieczorem a może już
głodnej o świcie

I w jednym momencie rozśpiewały się
ptaki nad głową i ciche bzyczenie owadów
a w nozdrza uderzył zapach letniej łąki
i gdy się rozejrzałem
siedziałem już pośrodku niej na zielonej
trawie ukwieconej wokół
wszystkimi kolorami tęczy i czułem
rozbudzonymi zmysłami jak
wrastam coraz głębiej
i głębiej
w ziemi żyznej skrawek
wszechobejmującej przyrody

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz