* * *
Wznosząca się do lotu młodość:
kiedy niezrozumiały świat
przebiega przed oczami jak cwałujący koń,
kiedy jeszcze żadna myśl nie poniża,
serce nie zna wyboru –
wznosząca się coraz głębiej z dzieciństwa
ku pełni wielkości i pierwszeństwa,
ku niewyobrażalnemu bezmiarowi,
na wysokie wzgórze, które w pędzie nieruchomieje,
powstrzymywany uprzężą ścieżek koń –
wznosząca się z jasnych snów:
po najprostsze ze zdań: ja –
stanę tam pierwszy,
na tej wielkiej rzeczy, która przeraża i zachwyca,
spada i znowu ulatuje,
na tej jasnej jak wielka gwiazda kuli –
wstając z jutrznią podajesz swe ciało słońcu,
daleka podróż przeraża, mówisz sobie:
trudno, skoro zacząłem – idę – biegnę – cwałuję –
Zbiegasz z łagodnych pagórków,
ze świetlistych placów dzieciństwa,
rozpędzony dopadasz stromej góry.
Już masz pewność: tylko dziecko mogłoby być Bogiem.
z tomu „Człowiek dźwiga ciężary”, 1972
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz