14.11.2018

Jan Rybowicz


Wyobraźnia


Czasem,
gdy w kosmosie literatury
rozmawiam z Szekspirem
albo
słucham pijanego Jesienina
błądząc bulwarami
białokamiennej Moskwy,
słyszę nagle
jak matka woła:
- Janku, przynieś no wiadro wody!

Sorry, Willy,
mówię,
albo:
minutoczku, Siergiej…
I uruchamiam tę cudowną maszynę swojego ciała,
i śmieję się,
bo matka nie wie,
że ja jestem tutaj,
w Londynie,
za kulisami teatru "GLOB"
a tam
ten fantastycznie posłuszny mi robot
bierze wiadro,
idzie ku studni,
nabiera wody,
wraca...

Wczoraj dotarł do mnie
telegram jej strachu.
Wróciłem natychmiast.
- Nie płacz! - mówię. - Jestem przecież tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz