Hafiz (Hafez) Szamsuddin Mohammad
***
Wyszedłem rano do ogrodu zerwać różę, pełen radości.
Słowik piękną pieśń śpiewał, lecz w jego trelach nie było
radości.
Był jak ja miłością zwiedziony. Dumna róża go oszukała.
Biedny ptak skarżył się, że dawno już nie przeżywał chwili
radości.
Błądziłem często po tym ogrodzie. Przypatrywałem się róży.
Rozumiałem zmartwienie słowika. Gdzieżeś ty, moja radości?
Róża się chełpi urodą. Trzpiotka to, co cierniem kole.
Słowik pamięta, że gdy nie ma wierności, nie ma też radości.
Pojąłem wnet w sercu swym głęboki sens tych słowiczych
narzekań.
Do dzisiaj serce me to wielki głaz – nie wiem jak zaznać
radości.
Co roku zakwitają w naszych ogrodach tysiące róż, lecz
jeśliś pokłuty ostrymi cierniami, jak mówić o radości?
Płonne nadzieje, Hafizie, że cokolwiek może być inaczej,
bo od pięknolicych krzywd wiele zaznasz, a nie zaznasz
radości.
***
Fałszywy asceta – świętoszek wyrzutów czynił mi nie będzie
bo przecież żadnych grzechów na me konto nikt pisać mi nie
będzie.
Więc swoją drogą idź, asceto. Mnie tu pozostaw. Wszak każdy
wie,
że czyny, które kiedyś siał na niwie życia, sam zbierać
będzie.
Każdy Ciebie, Panie, szuka; trzeźwy czy pijany. Myśl o domu
miłości – synagodze czy meczecie – towarzyszyć mu będzie.
Trwoniąc tyle czasu w winiarni, jestem sam jak jedna z jej
cegieł.
Jeśli tego pojąć nie zdołasz, to twoja głowa jak cegła
będzie.
Pozwólcie więc choćby złudną mieć nadzieję, że kiedy po
trudach
życia wreszcie przekroczymy zasłonę, to cokolwiek tam
będzie.
Wiedzcie, że nie tylko ja zaznałem klęski upadku. Nasz
praojciec
Adam musiał pomiarkować, że do raju wpuszczony nie będzie.
Wiedz jednak, Hafizie, że w godzinie sądu, z czarką wina w
dłoni
z tej tawerny w ruinie, trafisz niechybnie do nieba. Tak
będzie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz