3.12.2013

 Hafiz (Hafez) Szamsuddin Mohammad


***
Wyszedłem rano do ogrodu zerwać różę, pełen radości.
Słowik piękną pieśń śpiewał, lecz w jego trelach nie było radości.

Był jak ja miłością zwiedziony. Dumna róża go oszukała.
Biedny ptak skarżył się, że dawno już nie przeżywał chwili radości.

Błądziłem często po tym ogrodzie. Przypatrywałem się róży.
Rozumiałem zmartwienie słowika. Gdzieżeś ty, moja radości?

Róża się chełpi urodą. Trzpiotka to, co cierniem kole.
Słowik pamięta, że gdy nie ma wierności, nie ma też radości.

Pojąłem wnet w sercu swym głęboki sens tych słowiczych narzekań.
Do dzisiaj serce me to wielki głaz – nie wiem jak zaznać radości.

Co roku zakwitają w naszych ogrodach tysiące róż, lecz
jeśliś pokłuty ostrymi cierniami, jak mówić o radości?

Płonne nadzieje, Hafizie, że cokolwiek może być inaczej,
bo od pięknolicych krzywd wiele zaznasz, a nie zaznasz radości.


***
Fałszywy asceta – świętoszek wyrzutów czynił mi nie będzie
bo przecież żadnych grzechów na me konto nikt pisać mi nie będzie.

Więc swoją drogą idź, asceto. Mnie tu pozostaw. Wszak każdy wie,
że czyny, które kiedyś siał na niwie życia, sam zbierać będzie.

Każdy Ciebie, Panie, szuka; trzeźwy czy pijany. Myśl o domu
miłości – synagodze czy meczecie – towarzyszyć mu będzie.

Trwoniąc tyle czasu w winiarni, jestem sam jak jedna z jej cegieł.
Jeśli tego pojąć nie zdołasz, to twoja głowa jak cegła będzie.

Pozwólcie więc choćby złudną mieć nadzieję, że kiedy po trudach
życia wreszcie przekroczymy zasłonę, to cokolwiek tam będzie.

Wiedzcie, że nie tylko ja zaznałem klęski upadku. Nasz praojciec
Adam musiał pomiarkować, że do raju wpuszczony nie będzie.

Wiedz jednak, Hafizie, że w godzinie sądu, z czarką wina w dłoni

z tej tawerny w ruinie, trafisz niechybnie do nieba. Tak będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz