9.07.2017


Carol Ann Duffy


Rozgrzewając jej perły

dla Judith Radstone
Przy mojej skórze jej perły. Moja pani
każe mi je nosić, rozgrzewać, do wieczora,
kiedy czeszę jej włosy. O szóstej wieszam je
na jej białej chłodnej szyi. Cały dzień myślę o niej,

jak wypoczywa w Żółtym Pokoju, rozważając: jedwab
czy tafta, która suknia na wieczór? Wachluje siebie,
podczas gdy ja pilnie pracuję, mój powolny żar wnika
w każdą perłę. Luźno na mojej szyi, jej sznur.

Jest piękna. Śnię o niej
w łóżku na poddaszu ; widzę jak tańczy,
jej postawnych partnerów dziwi mój nikły uporczywy zapach
pod jej francuskimi perfumami, jej mlecznymi klejnotami.

Muskam jej ramiona zajęczą łapką,
obserwuję jak delikatny rumieniec sączy się przez skórę,
niczym opieszałe westchnienie. W jej zwierciadle
moje czerwone usta rozchylają się, jakbym chciała przemówić.

Pełnia. Powóz przywozi ją do domu. W myślach
widzę jej każdy ruch... Ściąga suknię,
zdejmuje klejnoty, szczupłe ręce sięgają
po szkatułkę – naga wsuwa się do łóżka,

jak zwykle... A ja tu leżę rozbudzona
i wiem, że w tej samej chwili perły stygną
w pokoju, gdzie śpi moja pani. Całą noc
czuję ich brak i płonę.

przełożyła Elżbieta Wójcik-Leese

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz