14.04.2017


Roman Brandstaetter


Takie było Twoje ukrzyżowanie, Boże

Takie było Twoje ukrzyżowanie, Boże,
Chociaż na pewno odbyło się ono inaczej,
Niż ja to opisałem niezdarnym piórem.
Jak trudno opisać Twoją śmierć, Boże. Jak trudno.
Nie jestem Adamem od Świętego Wiktora.
Ale to jeszcze nie wszystko. Jest między
Nami sprawa, którą muszę ujawnić,
Aby ujawnione zostały wszystkie przyczyny
Twojego męczeństwa. Brak wśród nich
Mojego grzechu. Grzechu nie popełnionego.
Chociaż nie byłem pięciopalcą dłonią sługi Annasza,
Chociaż nie narzuciłem na Twoje ramiona
Szkarłatnego płaszcza, a w ręce Twoje
Nie wetknąłem bambusowej trzciny,
Chociaż nie byłem wśród gawiedzi,
Która domagała się Twojej śmierci –
Ale moja nieobecność była tylko pozorna.
Urodziłem się dwa tysiące lat później.
Gdybym żył za Twoich czasów, w Jerozolimie,
Na pewno bym wołał:
„Krew Jego na nas i na syny nasze!”
I krzyczał:
„Zstąp z krzyża!”
A potem wróciłbym, Boże, do domu,
do domu mojej beznadziejności,
Dźwigając na ramionach Twoją wełnianą szatę,
Której jakość badałem palcami.
Ta możliwość grzechu męczy mnie i upokarza.
Albowiem dobrze znam siebie.
Nie odważyłbym się krzyczeć w Twojej obronie
Ani głośno sprzeciwiać się wyrokowi.
Jestem małym człowiekiem, po trochu tchórzem,
Po trochu egoistą, po trochu drwiącym łotrem,
Który woli żyć wśród cielców, przeżuwających pustynię,
Niż umrzeć za samotną prawdę.

Dlatego przebacz mi tę moją bolesną świadomość,
Dlatego przebacz mi tę gorzką możliwość,
Tę jeszcze jedną przyczynę Twojej śmierci,
Tę przyczynę, o której Ewangeliści zapomnieli,
Tę przyczynę, o której Ewangeliści nie piszą,
Tę przyczynę, o której Ewangeliści milczą.

Przebacz mi, Boże, grzech nie popełniony.
Roman Brandstaetter

Stabat Mater

O Matko Boga, o Matko stojąca
Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję,
Wpatrzona w żółte ciało swego Syna,
W owoc żywota i świętą gromnicę
Na krzyż przybitą. Z wolna wosk topnieje
I coraz mniejszy staje się płomyczek,
Pełga jak motyl i złożywszy skrzydła
Jak do modlitwy gaśnie wśród ciemności,
Które Bóg dobył jak szpadę z jaszczura
Z samego środka słonecznego dnia.

O, zakryj oczy i nie patrz na dramat,
Kowalu siedmiu mieczów, które Matka
W sercu poczuła, gdy Jej Syn, zdążając
Jak błyskawica po piorunochronie
Krzyża, wstąpił w sad oliwny
Raju i wszystkim ludziom udowodnił,
Że Bóg potrafi jak człowiek umierać.
Ernest Bryll

Krzyż jak waga

Krzyż jak waga. Jeżeli belka się przechyli
Na lewo – to zapadnie nasz świat w jednej chwili
W ciemności
Bez oddechu
Bo jest bez radości
My, ubabrani w grzechu
Patrzymy
Skrwawiony
Bóg trzyma ciężar. Gorzko się modlimy
Ale ukradkiem pewni, że jest przytwierdzony
Pewnym, głębokim gwoździem do jego rąk sinych
Do wykręconych dłoni
Choć przez ciało nagie
Idzie pęknięcie bólu
On chyba utrzyma
Zczerniały
Połamany
Wagi równowagę

13.04.2017


Krzysztof Kamil Baczyński

Nim zamilkną dzwony

Jeszcze dzisiaj biją dzwony
płacz żałosny płacz strwożony
męka Pańska coraz bliżej
oczy Syna coraz wyżej
wypatrują Ojca.

Jeszcze dzisiaj dzwony płaczą
z żalem gorzkim i rozpaczą
wkrótce siądą do wieczerzy
jeden nie zmówi pacierzy
tylko zdradzi.

Jeszcze dzisiaj mówią dzwony
jak zostanie upodlony
Bóg w ciele człowieka
jaka kaźń i śmierć Go czeka
nim duchem powstanie.

Jutro zamilkną już dzwony
świat zostanie pogrążony
w głuchej ciszy i żałobie
staną warty przy grobie
i wnet zasną.

Znów obudzą ich dzwony
śpiew radosny śpiew natchniony
odkupieniem win śmiertelnych
zatrzaśnięciem wrót piekielnych
powrotem do Ojca.

Nim zamilkną
coraz ciszej biją dzwony
coraz słabiej biją
ludzkie serca.

11.04.2017

Joanna Kulmowa 


 Gdyby w sklepach sprzedawano sny 

Gdyby w sklepach sprzedawano sny 
nikt za darmo ni zasypiałby.
Musiałby przedtem ustawiać się w kolejce.
Obliczać czy mu starczy pieniędzy
na sen,
jakiego zechce.
Wybierać towar po dostępnej cenie.
Martwić się,
gdy mu sprzed nosa
ktoś porwie senne marzenie.
Porobiłby może zapasy na bezsenne czasy.
Potem brałby kwitek.
Potem szedłby do kasy.
Potem wracał do domu z paczką pełną snu.
I kładłby się do łóżka -
i tu
mogłoby się okazać, że się sprzedawca pomylił.
Albo że w tramwaju paczkę zamienili.
I ogromnie byłoby niemiło
gdyby człowiek śnić musiał o czymś,
co mu się wcale nie śniło.



Psalm śnienia 

My tutaj przychodzimy żeby śnić o Panie
pozornie zatopieni w świecie bo cieleśni.
Za to jest właśnie kara.
I jest zmiłowanie
za to co nam się śni albo też nie śni.

Winni rzeczywistości co się z nas wyśniła
ze snów się spowiadamy
śnionych jako rzeczy -
a nie ma snu gorszego jak zamysł człowieczy.

Czasem przez pajęczynę snu jawa się przedrze
gdy przechodzą umarli w urojoną przestrzeń.

Siedzą patrzą a nam się zdaje w nagłym chłodzie
że to sen -
aż ich tyle że się w nas nie mieszczą.

Wtedy początek śmierci co w sen wchodzi
przebudzeniem – n a   w i e c z n o ś ć .
Joanna Kulmowa


BEETHOVEN II C-MOLL

W  tym koncercie tyle ciemnej radości.
Zagłębienia
mroczniejsze od mroku.
I bardzo miękki niepokój.
I lęk co się płaczem zanosi.

Czerwień chmur jak zimą nad lasem
tak daleko
jeszcze dalej
i ciemniej
zwodzi przez chłodne przestrzenie
znika kiedy dzień popieleje.

Czyjaś dłoń w niewidzialnej bieli
wzbija w niebo za nutą nutę.

Żeby zmierzch się na obłokach rozścielił
i osypał w jasny jasny smutek.

10.04.2017

Trzy wiersze na Poniedziałek
Ernest Bryll


Wielu już umie chodzić po jeziorze…

 Wielu już umie chodzić po jeziorze starym
I nie ma tajemnicy dla nich Genezaret
Żadnej głębi niestety
A więc piruety
Wyczyniają
I opadają
I skaczą w niebo potrójnym łamańcem
Jezioro stwardniało. Więc powszechne tańce
Nie zostawią na fali najmniejszego znaku
Jest plastikowo. Tak w sam raz dla ludu
A ludzie nieszczęśliwi. Ciągle pragną cudu
Chcą iść po nieznanej głębinie
I wierzyć
Tonąć
I krzyczeć
Jako Piotr – że ginie
Jeśli nie ma głębiny

Każdy jest nijaki
A chciałby być inny
Swoim imieniem nazwany
Kiedy mu rękę podano
Więc czekają na znaki

Rozmowa w branży

 … znaleźli ponoć na dnie Genezaret
( Jezioro w Galilei) – jakąś łódkę starą
Stępkę stwardniałą. Parę desek. Mało
Żeby to nas poruszało
Mówią – nauczał stąd a przed nim cały ląd
Zapchany, jeden właził na głowę drugiego
Żeby się szybciej uczyć nauczania Jego..
A jak niżej ktoś łeb miał spłaszczony?
Widać słuchał z niedobrej strony
Wiadomość o łodzi wielce jest niepewna
Kupić nie kupić to drewno?
A jak deski prawdziwe? A jak echo szczere?
I pobożni turyści pojmą po co przyszli
Można zrobić świetny interes

Za stołem w gospodzie w E.

Zostań z nami
Dopiero teraz
Nie jesteśmy sami
Wino się otwiera
Do smaku zapomnianego
I chleb do tego
Właśnie siły nabiera
Zostań z nami
Bo jesteśmy spłakani
I ty zmęczony – przyznaj
Resztka opuchlizny
Na twojej twarzy sklęsła
Opijemy zwycięstwa
Skończył się krwawy zamęt
Zostań z nami
Bo sami
Nie umiemy już być ze sobą
Próbujemy – ale się nie składa
Kłamiemy sobie co dzień
Daj nam wiarę Panie
Aby zdrada
Nie zatruła wina w gospodzie

9.04.2017

Dwa wiersze na Niedzielę Palmową

Ernest Bryll

A to czemu… 

A to czemu? Kiedyśmy wyszli
Jak się godzi z feretronem, psalmami
To anieli z nieba nie przyszli
Sobie – jesteśmy sami
Cichym światłem pulsuje ziemia
I pieśń wysoko idzie
Ale siły tam wrócić nie masz
Bo jakoś jesteśmy bez skrzydeł
Może lecieć do serca przestrzeni?
Ale to by raczej nie wyszło
Bo jesteśmy strasznie obciążeni
Dekoracją złocistą

***
Kuszenie

Po śladach Jego szedł Zły. Przeinaczał
Ślad delikatnie. Wcale nie zacierał
Pogłębiał raczej
Aby nie uwierał
Nawet kamyk gdy ruszymy tym śladem
Niech idą lekko, kwieciście gromady
Niech drogę miękkiej pieśni porosną lewady
Może trochę trujące
Lecz wydmy gorące
Na których Boży ślad był odciśnięty
Trudne są, żmudne
Znak już rozmazany
A może wcale ten znak nie był dany
A może wcale nie tam droga święta
Bo dokąd?
Na wędrówki ludziom są oddane
Proste ścieżki
Omińmy pustynie przeklęte
A nawet jeśli. Po co się w nie nurzać?
Ślady pewno zasypały burze
Zresztą On był na chwilę w pustyni lecz wrócił
I trzeba szukać Go w kwiecistych krajach
I w lepszą stronę drogę odwrócić
A może nie wędrujmy. Tu się zostaje
Śpi i śni…
Ciemny obłok uniósł się nad nami,
Niby baśń, że idziemy wciąż Jego śladami
(Wedle Cyryllonasa, IV, V wiek)

6.04.2017


Halina Poświatowska 

* * * 
jesteś powietrzem 
które drzewa pieści 
rękoma z błękitu 
jesteś skrzydłem ptaka 
który nie trąca liści 
płynie 
jesteś zachodnim słońcem 
pełnym świtów 
bajką ze słów które mówi się 
westchnieniem 
czym ty jesteś -- 
dla mnie -- świeżą wodą 
wytrysła na skwarnej pustyni 
sosną -- która cień daje 
drżącą osiką -- która współczuje 
dla zziębniętych -- słońcem 
dla konających -- bogiem 
ty -- rozbłysły w każdej gwieździe 
której na imię miłość 
ks. Mariusz Bernyś

Wystarczy

wystarczy ci Mojej łaski
na lęk i słabość bez miary
na ból, na czarną godzinę
ufaj, wystarczy ci wiary

wystarczy ci Mojej łaski
wśród chaszczy na drodze i kniei
na przejście przez ciemną dolinę
wystarczy ci nadziei

wystarczy ci Mojej łaski
na chwile złej samotności
na ciężką drogę do źródła
wystarczy ci miłości

 Tomik poetycki: "Wiersze o Miłości i powołaniu"

ks Jan Twardowski

Boję się Twojej miłości

Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata 
biblijnego tupania 
boję się Twojej miłości 
że kochasz zupełnie inaczej 
tak bliski i inny 
jak mrówka przed niedźwiedziem 
krzyże ustawiasz jak żołnierzy na wysokich 
nie patrzysz moimi oczyma 
może widzisz jak pszczoła 
dla której białe lilie są zielononiebieskie 
pytającego omijasz jak jeża na spacerze 
głosisz że czystość jest oddaniem siebie 
ludzi do ludzi zbliżasz 
i stale uczysz odchodzić 
mówisz zbyt często do żywych 
umarli to wytłumaczą 
boję się Twojej miłości 
tej najprawdziwszej i innej

4.04.2017

  Anna Frajlich

O słowach

Ty słowa znasz
jak szumią dzwonią
jak uderzają w ciszę grzmotem
jak płyną dźwiękiem zagubionym
jak uciekają i z powrotem
ciepłe wślizgują się do ręki
niby posłuszne
a niechętne
ty w słowach robisz jak w kamieniu
młotem i dłutem
i przestrzenią
przestrzeń najtrwalej kamień rzeźbi
a w słowach żyły są i ziarna
i tajemnica siedmiobarwna
zamknięta w ciszy jest jak w bieli
i tylko trzeba ją rozdzielić
rozszczepić odkryć
rozwibrować. . .

William Kay Blacklock 
ks. Jan Twardowski



Napisałaś do mnie list serdeczny

przyniosłaś trzy jabłka z ogrodu

ciszę ukrytą w chlebie

zdziwiony myślę nieśmiało

że Bóg mnie kocha przez ciebie

2.04.2017

(12 rocznica śmierci papieża Jana Pawła II)
Karol Wojtyła

Miłość mi wszystko wyjaśniła...

Miłość mi wszystko wyjaśniła, 
Miłość wszystko rozwiązała - 
dlatego uwielbiam tę Miłość, 
gdziekolwiek by przebywała. 
A że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu, 
w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie, 
ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa 
i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie. 

Więc w tej ciszy ukryty ja - liść, 
oswobodzony od wiatru, 
już się nie troskam o żaden z upadających dni, 
gdy wiem, że wszystkie upadną.


 Ktoś się długo pochylał nade mną

Ktoś się długo pochylał nade mną
Cień nie ciążył na krawędziach brwi.
Jakby światło pełne zieleni,
jakby zieleń, lecz bez odcieni,
zieleń niewysłowiona, oparta na kroplach krwi.

To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru,
Które się we mnie osuwa, a pozostaje nade mną,
chociaż przemija opodal - lecz wtedy staje się wiarą i pełnią.

To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru,
taka milcząca wzajemność.

Zamknięty w takim uścisku - jakby muśnięcie po twarzy,
po którym zapada zdziwienie i cisza, cisza bez słowa,
która nic nie pojmuje, niczego nie równoważy -
w tej ciszy unoszę nad sobą nachylenie Boga.

1.04.2017


Roman Brandstaetter



Psalm bezsilności


Ja kamień
Leżę przy drodze.

Panie,
Jesteś nieskończony i wieczny,
Ale równocześnie jesteś
Drobną kroplą deszczu,
Padającą w miarowych odstępach czasu
Na mnie,
Na kamień.

Jestem cierpliwy.

Mimo niezliczonych zabiegów
Niczego dotychczas nie umiałem poznać,
A przede wszystkim wciąż nie rozumiem,
Po co porzuciłeś mnie,
Panie,
Przy drodze,
Przy której leżę
I trwam,
Zawsze ten sam mimo upływu tysiącleci,
Ten sam,
Ten sam.

Więc jakże mam się rozeznać
W tym labiryncie zdarzeń,
Z których każde samemu sobie
Zuchwale urąga?
Nadaremne są moje wysiłki,
Twórco Złożoności i Celowości,
Których nikt nie odczyta.
Zamknięty w ciemnych murach
Mojego trwania,
Ja,
Niewolnik Twej woli,
Leżę przy drodze.

Padaj na mnie nieustannie
I w równych odstępach czasu,
Aż mnie przedrążysz na wylot,
Boże,
Wcielony w kroplę deszczu.

Ja kamień
Jestem cierpliwy.

I bardzo, bardzo bezsilny...